niedziela, 24 kwietnia 2016

Prolog


***

 Uniosłam wzrok, by po raz ostatni ujrzeć oblicze pięknego, majestatycznego krajobrazu. Wysokie, zieleniące się wzgórza, przysłonięte lekkimi obłokami. Ich delikatne, a zarazem gwałtowne kształty, stawały się coraz wyraźniejsze wraz z zachodzącym za nimi słońcem. Wyraziste promienie pomarańczowego blasku, oświetlały całą okolicę niczym latarnia na wieczornej ulicy, tyle że intensywniej. Przed wzgórzami rozpościerało się wielkie jezioro, które zdawało się nie mieć końca ani początku. Tak, jakby trwało wiecznie – gładkie, lśniące, tajemnicze. Ukazujące swoją twarz w nieustannie takim samym wyrazie – mury ogromnego zamku, zniesione na szczycie gdzieś w Szkocji. Przed nim znajdowały się zwyczajne, lecz w tej chwili piękne błonia, na których przebywało wiele uczniów w zależności od pogody i czasu wolnego.
Czas w legendarnym Hogwarcie miał być ukojeniem, wolnością, wejściem w lepszy świat. To w tym miejscu ja, Lily Evans, nauczyłam się jak być czarownicą, jednak to nie było głównym celem… Przynajmniej na początku. Co nim było? Przyjaźń. Odwaga. Miłość. Ostatnie siedem lat życia były niczym pielgrzymką, mającą nauczyć mnie czym są te trzy słowa. Minęło tak wiele czasu, zanim pojęłam ich znaczenie… Ile musiało się wydarzyć, bym zrozumiała istotę życia i odpowiedziała sobie na proste pytanie „dlaczego?”.
Zamknęłam mocno powieki, przywołując wiele obrazów na raz. Musiałam utracić przyjaciół bezpowrotnie, mieć wiele razy poharatane serce niczym wojownik ciało na polu bitwy, stanąć twarzą w twarz z biegiem zdarzeń, którego nigdy nie mogłam zmienić. Przyjaźń… Pamiętam szczęście, jakie zawsze mnie ogarniało na ich widok i ból, który uderzał niemiłosiernie nie tylko w moje serce, ale także zgubną duszę, która zawsze pozostawała sama przez te lata. Odwaga do stawiania czoła wielu wyzwaniom… Z pewnością za mało miałam rozwagi niż starć, których było wiele. No i oczywiście miłość. Byłam nią obdarzana, lecz nigdy nie potrafiłam tego dostrzec. Chciałam ‘coś’ naprawić tak intensywnie, że nie zauważyłam ludzi, którzy stali za mną murem. Rodziny, przyjaciół, miłość mojego życia… Oni wszyscy podążali ramię w ramię przy mnie. Dawali mi nadzieję, kiedy tylko ją traciłam, podnosili mnie, gdy za każdym razem upadałam i zatapiałam się w swojej bezradności. Zawsze ukazywałam im mój szczery uśmiech pełen miłości. Oni są moją drugą rodziną, którą dopiero u zmierzchu mojej pielgrzymki, w murach tego zamku, dostrzegłam.
Musiało minąć wiele czasu, zanim pojmę znaczenie ludzkiego życia. I tak było. Żałuję tylko, że dopiero teraz. Straciłam wiele, ale i też tyle zyskałam. Czy warto było podejmować decyzje takie, a nie inne? Czy dobrze zrobiłam, stojąc murem za wysokim szatynem, a pozostawiając wspaniałą przyjaciółkę o długich brązowych włosach samą z niebezpieczeństwem, które z każdym dniem ją doganiało? Odpowiednią decyzją było odwrócenie się od ludzi, których kocham? Wybór świata magii dał mi niewątpliwie bardzo dużo dobra, jednak zła także. Mimo wszystko…cieszę się. Dziękuje w duchu za te wszystkie doświadczenia. Wiem, ile błędów popełniłam, jednakże jednego jestem pewna – moja pierwsza życiowa decyzja była w stu procentach prawidłową.
Uniosłam z powrotem wzrok na majestatyczny widok z wieży astronomicznej Hogwartu. Poczułam łzy w oczach na myśl, że po raz ostatni patrzę na okolicę, która przez ostatnie lata była dla mnie zwyczajna, a właśnie tego dnia momentalnie stawała się najpiękniejszym miejscem na ziemi.

***
Witam wszystkich! Postanowiłam dodać prolog jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem. Wiele nie zdradziłam z zapowiedzi o fabule, tak więc pomyślałam, że taki początek powinien być odpowiedni.
Oczywiście wiem, że nie jestem super biegłym blogerem/pisarzem/człowieczkiem - jak zwał tak zwał - więc oczywiście zdaje sobie sprawę, że mogłam coś źle napisać, skomponować, itd. Jeśli tak jest to krzyczcie w komentarzach. ;)
Lecz zanim skomentujecie, odsyłam do zakładki po lewej "Opowiadanie" do złotych zasad.
Mam nadzieję, że będziecie czytać moje 'wypociny'.
Pozdrawiam i do zobaczenia (przeczytania, Dv.!) w maju!
Dolce Veneziana

5 komentarzy:

  1. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Nie wiem jak ja dam radę tak długo czekać...i na "Syriusz Black: inna historia" i na "Serce Łani"...
    Szablon prześliczny, chociaż nie przepadam za zielonym :P Sama robiłaś?
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaah dziękuje! tutaj trzeba jeszcze poczekać, a co do Syriusza to dziś lub jutro rozdział. Zależy jak się wyrobie ;d

      Usuń
  2. A skoro już tutaj dotarłam, to skomentuję!
    Nie przywitałam się... Hej, hej!
    Nie czytałam twojego drugiego bloga o Syriuszu, bo nigdy się na niego nie natknęłam... Żałuję, bo jak tam szybko zerknęłam, to zdążyłam się zorientować, że ciekawie się zapowiada. Poza tym... To blog o Syriuszu!!!! Także no... Czekaj na mój komentarz xd
    Nie lubię komentować prologów. No po prostu nie lubię... Nigdy nie mam co napisać... Już mam wyćwiczone formułki... Jeśli mi się podobał – prolog mnie zaintrygował. Jeśli nie – prolog mnie nie zaintrygował xd W każdym razie dzisiaj mamy do czynienia z pierwszą opcją, zwłaszcza, że uwielbiam czasy huncwotów! Oni byli przecież tacu wspaniali! Zwłaszcza Syriusz xd
    Troszku mieszasz czasy.
    Ogólnie podobało mi się. Bardzo. Także możesz się mnie spodziewać przy pierwszym rozdziale :)
    Pozdrowionka,
    Bianka
    Zapraszam także do siebie zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com Nie zrażaj się pierwszymi rozdziałami. Są w trakcie naprawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje! Teraz się może wydawać, że mieszam, ale za jakiś czas się wszystko wyjaśni. :)
      Także pozdrawiam, Dv.

      Usuń
    2. ,,Musiało minąć wiele czasu, zanim pojmę znaczenie ludzkiego życia." - w gruncie rzeczy chodziło tylko o to zdanie xd W takim razie czekam, aż się wyjaśni, bo mnie zaciekawiło :)

      Usuń