***
Uniosłam wzrok, by po raz ostatni ujrzeć
oblicze pięknego, majestatycznego krajobrazu. Wysokie, zieleniące się wzgórza,
przysłonięte lekkimi obłokami. Ich delikatne, a zarazem gwałtowne kształty,
stawały się coraz wyraźniejsze wraz z zachodzącym za nimi słońcem. Wyraziste
promienie pomarańczowego blasku, oświetlały całą okolicę niczym latarnia na
wieczornej ulicy, tyle że intensywniej. Przed wzgórzami rozpościerało się
wielkie jezioro, które zdawało się nie mieć końca ani początku. Tak, jakby
trwało wiecznie – gładkie, lśniące, tajemnicze. Ukazujące swoją twarz w
nieustannie takim samym wyrazie – mury ogromnego zamku, zniesione na szczycie
gdzieś w Szkocji. Przed nim znajdowały się zwyczajne, lecz w tej chwili piękne
błonia, na których przebywało wiele uczniów w zależności od pogody i czasu
wolnego.
Czas
w legendarnym Hogwarcie miał być ukojeniem, wolnością, wejściem w lepszy świat.
To w tym miejscu ja, Lily Evans, nauczyłam się jak być czarownicą, jednak to
nie było głównym celem… Przynajmniej na początku. Co nim było? Przyjaźń.
Odwaga. Miłość. Ostatnie siedem lat życia były niczym pielgrzymką, mającą
nauczyć mnie czym są te trzy słowa. Minęło tak wiele czasu, zanim pojęłam ich
znaczenie… Ile musiało się wydarzyć, bym zrozumiała istotę życia i
odpowiedziała sobie na proste pytanie „dlaczego?”.
Zamknęłam
mocno powieki, przywołując wiele obrazów na raz. Musiałam utracić przyjaciół
bezpowrotnie, mieć wiele razy poharatane serce niczym wojownik ciało na polu
bitwy, stanąć twarzą w twarz z biegiem zdarzeń, którego nigdy nie mogłam
zmienić. Przyjaźń… Pamiętam szczęście, jakie zawsze mnie ogarniało na ich widok
i ból, który uderzał niemiłosiernie nie tylko w moje serce, ale także zgubną
duszę, która zawsze pozostawała sama przez te lata. Odwaga do stawiania czoła
wielu wyzwaniom… Z pewnością za mało miałam rozwagi niż starć, których było
wiele. No i oczywiście miłość. Byłam nią obdarzana, lecz nigdy nie potrafiłam
tego dostrzec. Chciałam ‘coś’ naprawić tak intensywnie, że nie zauważyłam
ludzi, którzy stali za mną murem. Rodziny, przyjaciół, miłość mojego życia… Oni
wszyscy podążali ramię w ramię przy mnie. Dawali mi nadzieję, kiedy tylko ją
traciłam, podnosili mnie, gdy za każdym razem upadałam i zatapiałam się w
swojej bezradności. Zawsze ukazywałam im mój szczery uśmiech pełen miłości. Oni
są moją drugą rodziną, którą dopiero u zmierzchu mojej pielgrzymki, w murach
tego zamku, dostrzegłam.
Musiało
minąć wiele czasu, zanim pojmę znaczenie ludzkiego życia. I tak było. Żałuję
tylko, że dopiero teraz. Straciłam wiele, ale i też tyle zyskałam. Czy warto
było podejmować decyzje takie, a nie inne? Czy dobrze zrobiłam, stojąc murem za
wysokim szatynem, a pozostawiając wspaniałą przyjaciółkę o długich brązowych
włosach samą z niebezpieczeństwem, które z każdym dniem ją doganiało?
Odpowiednią decyzją było odwrócenie się od ludzi, których kocham? Wybór świata
magii dał mi niewątpliwie bardzo dużo dobra, jednak zła także. Mimo
wszystko…cieszę się. Dziękuje w duchu za te wszystkie doświadczenia. Wiem, ile
błędów popełniłam, jednakże jednego jestem pewna – moja pierwsza życiowa
decyzja była w stu procentach prawidłową.
Uniosłam
z powrotem wzrok na majestatyczny widok z wieży astronomicznej Hogwartu.
Poczułam łzy w oczach na myśl, że po raz ostatni patrzę na okolicę, która przez
ostatnie lata była dla mnie zwyczajna, a właśnie tego dnia momentalnie stawała
się najpiękniejszym miejscem na ziemi.
***
Witam wszystkich! Postanowiłam dodać prolog jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem. Wiele nie zdradziłam z zapowiedzi o fabule, tak więc pomyślałam, że taki początek powinien być odpowiedni.
Oczywiście wiem, że nie jestem super biegłym blogerem/pisarzem/człowieczkiem - jak zwał tak zwał - więc oczywiście zdaje sobie sprawę, że mogłam coś źle napisać, skomponować, itd. Jeśli tak jest to krzyczcie w komentarzach. ;)
Lecz zanim skomentujecie, odsyłam do zakładki po lewej "Opowiadanie" do złotych zasad.
Mam nadzieję, że będziecie czytać moje 'wypociny'.
Pozdrawiam i do zobaczenia (przeczytania, Dv.!) w maju!
Dolce Veneziana
Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Nie wiem jak ja dam radę tak długo czekać...i na "Syriusz Black: inna historia" i na "Serce Łani"...
OdpowiedzUsuńSzablon prześliczny, chociaż nie przepadam za zielonym :P Sama robiłaś?
Pozdrawiam i życzę weny!
hahaah dziękuje! tutaj trzeba jeszcze poczekać, a co do Syriusza to dziś lub jutro rozdział. Zależy jak się wyrobie ;d
UsuńA skoro już tutaj dotarłam, to skomentuję!
OdpowiedzUsuńNie przywitałam się... Hej, hej!
Nie czytałam twojego drugiego bloga o Syriuszu, bo nigdy się na niego nie natknęłam... Żałuję, bo jak tam szybko zerknęłam, to zdążyłam się zorientować, że ciekawie się zapowiada. Poza tym... To blog o Syriuszu!!!! Także no... Czekaj na mój komentarz xd
Nie lubię komentować prologów. No po prostu nie lubię... Nigdy nie mam co napisać... Już mam wyćwiczone formułki... Jeśli mi się podobał – prolog mnie zaintrygował. Jeśli nie – prolog mnie nie zaintrygował xd W każdym razie dzisiaj mamy do czynienia z pierwszą opcją, zwłaszcza, że uwielbiam czasy huncwotów! Oni byli przecież tacu wspaniali! Zwłaszcza Syriusz xd
Troszku mieszasz czasy.
Ogólnie podobało mi się. Bardzo. Także możesz się mnie spodziewać przy pierwszym rozdziale :)
Pozdrowionka,
Bianka
Zapraszam także do siebie zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com Nie zrażaj się pierwszymi rozdziałami. Są w trakcie naprawy :)
Dziękuje! Teraz się może wydawać, że mieszam, ale za jakiś czas się wszystko wyjaśni. :)
UsuńTakże pozdrawiam, Dv.
,,Musiało minąć wiele czasu, zanim pojmę znaczenie ludzkiego życia." - w gruncie rzeczy chodziło tylko o to zdanie xd W takim razie czekam, aż się wyjaśni, bo mnie zaciekawiło :)
Usuń