Nigdy nie myślałam o tym,
kim będę w przyszłości. Byłam dzieckiem, które pragnęło tylko więcej czasu
wolnego ze swoją ukochaną siostrą, Petunią. Mogłabym zrobić wszystko dla niej,
byle by była zawsze przy mnie. Jej obecność napełniała mnie spokojem, radością
i szczęściem. To nie tylko moja siostra, ale i też najlepsza przyjaciółka.
Mogłam jej zawsze wszystko powiedzieć i pytać o jakąkolwiek radę. Petunia była
takim moim autorytetem. Widziałam w niej osobę godną naśladowania, wzorzec,
który stał się dla mnie jak żywa 'instrukcja obsługi', pokazująca jak iść przez
życie. Chciałam zostać tak wspaniałą, ciepłą i radosną osobą jak ona, a co
najważniejsze zawsze być obok niej, bez względu na wszystkie trudności jakie
miały nastać. To było wręcz moje marzenie jeszcze w wieku jedenastu lat... No
tak, było. Wystarczył jeden list, by to wszystko przekreślić raz na zawsze,
stać się ''odmieńcem'' , tą gorszą, a zarazem wyjątkową. Tylko jedna wiadomość,
która zmieniła moje dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. I jedynie
chwila, bym straciła osobę, która była dla mnie ważna. Miałam coś w zamian
zyskać? Cokolwiek by to było – nie chciałam tego. Przynajmniej w tamtej chwili.
Jednak musiałam nabrać w swe wnętrze odwagi i uśmiechnąć się w duchu.
Jestem
kimś wyjątkowym –
powtarzałam sobie jak jakąś egoistyczną mantrę. Sama nie wiem dlaczego.
Chciałam po prostu tak sobie wmówić, aby nie myśleć o swojej siostrze, którą
zaczynałam od pewnego feralnego dnia tracić.
Czy to samolubne podejście,
że cieszę się mimo wszystko z wyróżnienia, jakie otrzymałam od życia? Mogłam je
tylko przyjąć i gorliwie wypełniać. Takie jest życie - nieprzewidywalne. Nigdy
nie patrzy na twoje zdanie niczym śmierć, która bez względu na twoje błagania
zabierze cię z tego świata. Bezkresny bieg życia - idziesz mimo wszystko do
przodu. A później oglądasz się za siebie i zastanawiasz się, czy słuszną
podjęłaś decyzje.
Nigdy nie zapomnę chwili,
gdy wzięłam do rąk kopertę z pieczęcią Hogwartu. Co wtedy mogłam czuć?
Szczęście, rozpacz?
Weszłam do kuchni – tak jak
każdego dnia – z kompletnym rudym bałaganem na głowie, z dodatkiem niewyspanej
twarzy. Trwały wakacje, a ja w ten czas przesiadywałam z Petunią do późnej
nocy. Nic dziwnego, że prezentowałam się tak 'dość normalnie' w okres letni. Dlatego
też mama nie pytała mnie o powód mojego wyglądu i podała mi z delikatnym
uśmiechem szklankę soku. Zanim odeszła oczywiście musiała mi ‘poprawić’ włosy.
— Mamo! — zawołałam na wpół
oburzona na wpół rozbawiona.
Uwielbiała mnie denerwować.
Miałam wtedy bardzo zabawny wyraz twarzy. Petunia raz powiedziała, że zawsze
marszczę nos tak, jakbym poczuła zapach śledzi.
Mama tylko cicho
zachichotała i wróciła do przygotowywania kanapek dla taty. Po chwili
przysiadła się obok mnie dziewczyna z długimi włosami o odcieniu wyblakłych
płatków słonecznika. Uśmiechnęła się szeroko w moją stronę, zabierając mi z
ręki szklankę z sokiem.
— Pozwolisz? — odparła, starając się, aby jej wypowiedź
zabrzmiała jak pytanie i nie czekając na
odpowiedź swojej zaskoczonej siostry, wzięła kilka łyków.
Momentalnie jej wyrwałam ‘swoją własność’ i odsunęłam się kilka centymetrów
dalej, udając złość, która – jak zawsze – mi nie wychodziła.
Mama uniosła na nas wzrok,
krojąc ogórki na desce. Starała się skarcić swoje córki, ale chyba sama była
rozbawiona ich zachowaniem.
— Tuniu, nie zabieraj Lily
soku! — poprosiła, puszczając nam po niedługiej chwili oczko.
Starsza z sióstr zaśmiała
się, mówiąc cicho:
— Dobrze, mamo.
Ja jednak nic nie
odpowiedziałam. Starałam się za wszelką ceną utrzymać swoją ‘złość’. Nie
chciałam dać Petunii kolejny raz satysfakcji. Przez ten czas, gdy jasnowłosa
próbowała zwrócić na siebie uwagę, przypatrywałam się miejscu, w którym
aktualnie przebywałam. Kuchnia była dość… ciekawa. Wszędzie znajdowały się słoiki z
powidłami, które uwielbiałam i ogórkami. Można powiedzieć, że było tutaj
przytulnie, dość przyjaźnie. Najczęściej to tutaj właśnie przesiadywałam. Tym
bardziej kolorystyka ciemna mnie do tego skłaniała – na podłodze były położone mahoniowe
panele, a ściany pokryte odcieniem mlecznej kawy. Nie mogło także zabraknąć
ciemno-orzechowych mebli, które otaczały nas wokół. Pośrodku stał stół, na
którym była jedyna ozdoba tego pomieszczenia – biała orchidea, która swoim
niesamowitym zapachem ubogacała nastrój panujący w kuchni. Uwielbiałam to
miejsce. Nie wiedziałam dlaczego. Po prostu było dla mnie zaciszne, pełne
harmonii. Tam mogłam zawsze pójść i pobyć sama ze względu, że tata pracował,
mama była w ogrodzie, a Petunia malowała w swoim pokoju puste kartki papieru.
W czasie podziwiania mojej
oazy spokoju, poczułam na swojej dłoni jakąś mokrą…
— Tuniu! — zawołałam
błagalnie, jednak ją rozbawił mój wyraz twarzy na widok kropel soku na mojej
dłoni. Czy już wspomniałam, że uwielbia mnie denerwować? Nie, przepraszam.
Uwielbia moja mama, a Petunia nad wyraz kocha. Nie przeżyłaby bez jakiejkolwiek
zaczepki.
Westchnęłam cicho, biorąc
się za zimne już tosty z powidłami śliwkowymi. Jedząc spojrzałam co robi
jasnowłosa. Piła sok – tym razem ze swojej szklanki – wyglądając przez okno w
pobliżu. Zapewne rozmyślała jak spędzi dzisiejszy dzień. Pogoda była wręcz
wyśmienita do jakichkolwiek wariactw, które zapewne w tym czasie chodziły mojej
siostrze po głowie.
— Może pójdziemy nad
jezioro? Jest strasznie ciepło — zaproponowała, przenosząc swój wzrok z widoków
za oknem na mnie. Musiałam się z nią zgodzić, bowiem propozycja była chyba
jedną z najlepszych na ten dzień – choć nie poznałam jeszcze innych. Jezioro mi
w zupełności odpowiadało.
— Jestem za! — zawołałam,
kończąc ostatniego tosta.
— To idę na górę po torbe!
Nie minęło nawet dziesięć
sekund, a Petunia już opuściła kuchnie, jednak tak szybko nie wróciłaby. Doskonale
to wiedziałam, dlatego też mama wykorzystała to i poprosiła mnie, abym
przyniosła pocztę. Od razu wstałam od stołu i opuściłam moją oazę. Będę na zewnątrz
gwałtownie dopadło mnie ostre słońce. W domu było na szczęście nieco chłodniej,
ale jednak w tamtej chwili czując jak naprawdę jest ciepło, miałam ochotę
zrezygnować z wyjścia. I już się nawet cofałam, ale momentalnie zmieniłam zdanie. Najpierw listy – pomyślałam i z lekkim
niechceniem ruszyłam ku skrzynce pocztowej, która znajdowała się tuż obok
starego drewnianego płotu. Oczywiście moja wędrówka nie trwała długo, to w
końcu dosłownie kilka kroków. Zanim oczywiście dotarłam na miejsce, zdołałam
się – jak zazwyczaj robię – przyjrzeć temu, co mnie otaczało. Wokół były krzewy
o różnorodnych kwiatach, tuje oraz stara, ale za to piękna i wysoka latarnia z
trzema dużymi kloszami w kształcie białych kul. Było tutaj wiele ptaków, które
radośnie śpiewały przez cały dzień. Cała ta okolica była niesamowita, moim
prawdziwym domem. Cokeworth to wspaniałe miejsce, lecz moim zdaniem jego
obrzeża były jeszcze piękniejsze. Czułam się tutaj doskonale. Nie mogłam sobie
wymarzyć lepszego miejsca… a przynajmniej do czasu.
Po bardzo krótkiej chwili
dotarłam do skrzynki. Otworzyłam delikatnie jego drzwiczki i wyciągnęłam na
światło dzienne kilka różnych kopert.
Nigdy ich nie otwieram, ale
za każdym razem zerkam skąd one pochodzą. Pocztówka
od cioci Molly, jakiś rachunek, kolejna pocztówka, Hog…
— Co...? — zapytałam cicho,
nie wiedząc sama tak naprawdę kogo. Czy ja dobrze widziałam? To był list z
Hogwartu! Mój przyjaciel, Severus, powtarzał mi, że jestem czarownicą. Widział
we mnie zdolności magiczne, które ja uważałam za zupełnie normalne. To też
zdziwiło mnie, że to, co się dzieje
to magia! Przecież byłam zwykłą jedenastolatką, a nagle dowiaduje się, że niezwykłą? Ogarnął mnie kompletny szok.
To co mówił Severus okazywało się prawdą, a ja nie umiałam mu uwierzyć. Miałam
tak nagle uważać, że magia istnieje, a ja, Lily Evans, nią władam? – jakkolwiek
to brzmi. Nie potrafiłam tak po prostu tego przyjąć. A może powinnam? W końcu
byłam niezwykła, tak więc… Nie, stop!
Wychowałam się w mugolskiej rodzinie to niby jak miałam to pojąć? No cóż. W
każdym razie stanęłam, jakby moje nogi momentalnie wrosły w ziemię. Miałam
szeroko otwarte usta jak i oczy. Nie wiedziałam co odczuwać – radość czy
smutek. Jednak po chwili już wiedziałam. Gdy pierwsze zaskoczenie minęło
poczułam ogromne szczęście. Właśnie ZOSTAŁAM CZAROWNICĄ! To znaczy,
dowiedziałam się o tym. Bądź co bądź jestem osobą z magicznymi zdolnościami!
Potrafiłam stworzyć z niczego kwiat albo bezpiecznie wyskoczyć z bardzo
rozbujanej huśtawki. Dla Petunii było to dziwne. Opowiadałam jej o magii tak,
jak mi Severus, ale ona nie wierzyła. Za każdym razem mówiła, żebym nie
słuchała jego ‘bajeczek’. Uważała go za dziwadło z czarnymi tłustymi włosami do
ramion. Tak, jego wygląd wręcz nasuwał różne teorie mojej siostrze, ale ja
uważałam Severusa za dobrą osobę. Z czasem stał się moim przyjacielem.
Minęło trochę czasu zanim
sobie uświadomiłam, że nadal stoję w miejscu. Nie wiele już myśląc, puściłam
się biegiem z powrotem do kuchni. Rzuciłam listy na stół i natychmiast
rozerwałam kopertę zaadresowaną do mnie. Kątem oka spojrzałam na mamę, która
wyglądała na zaintrygowaną moim zachowaniem.
— Co tam trzymasz? —
zapytała, podchodząc bliżej mnie.
Nie słuchałam co do mnie
mówiła. Wzięłam głęboki wdech i rozłożyłam list, czytając na głos:
Szanowna
Pani Evans,
mamy
przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart.
Powoli zaczął się pojawiać
uśmiech na mojej twarzy. Nie było mowy o pomyłce.
— Jestem czarownicą… —
powiedziałam cicho, czując narastające podniecenie.
Wpatrywałam się w zapisaną
atramentem kartkę jak zaczarowana. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co wydarzy
się wkrótce. Severus mówił o szkole magii, to znaczy, że… będę uczyć się w
magicznym miejscu! Tyle pytań huczało mi w głowie… Poczułam po chwili jak ktoś
mnie ściska. Uniosłam wzrok na mamę. Uśmiechała się szeroko w moją stronę, a ja
poczułam na swoich policzkach łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać.
Nie zwlekając ani chwili
dłużej mocno przytuliłam mamę, a ona w uścisku mnie podniosła i okręciła wokół
własnej osi, śmiejąc się przy tym głośno.
— Mamy w domu czarownicę! —
zawołała tak donośnie jak nigdy jeszcze nie słyszałam. Czułam jak ogarnia mnie
fala ciepła, szczęścia… Nie można tak po prostu opisać tego wspaniałego
uczucia!
Po chwili mama odstawiła
mnie na miejsce, mówiąc pod nosem jak tata się ucieszy. Uśmiechnęłam się na
samą myśl o jego reakcji.
Wytarłam dłonią łzy z
policzków i spojrzałam w stronę wejścia, ponieważ czułam na sobie czyjeś
spojrzenie i nie myliłam się. To była Petunia. Nie wyglądała na szczęśliwą,
choć uśmiechała się delikatnie. Nic nie mówiąc podeszła szybkim krokiem i
przytuliła mnie mocno. Trwałyśmy tak długo w uścisku i trochę czasu minęło
zanim mnie puściła.
— Cieszę się twoim
szczęściem. I wybacz, ale nie mogę jednak iść nad jezioro. Zapomniałam, że
muszę dokończyć … — zaczęła mówić trochę chaotycznie, ale dość poważnie.
— W porządku. Pójdę sama —
przerwałam nagle, ukazując lekki uśmiech.
Petunia na pięcie się
odwróciła i ruszyła ku wyjściu. Jeszcze zanim wyszła, spojrzała na mnie
znacząco. Nie wiedziałam o co jej chodzi i ona chyba to zrozumiała. Rzuciła mi
tylko delikatny – wręcz wymuszony – uśmiech i zniknęła za ścianą.
Witajcie!
Nareszcie dodałam, co nie? Eh, tak wiem, że krótki. Ten pierwszy taki zostanie, ale następne będą dłuższe. Pewnie zapytacie 'dlaczego'? Otóż mam teraz wiele rzeczy na głowie (oh, proszę was, nie mówię o swoich włosach... c;)! Dlatego też moje spóźnienia wyglądają jak wyglądają. Oczywiście będę się starać pisać terminowo. A o długość się nie martwcie - będę pisać rozdziały na 5-7 tys. słów. :)
Czekam na wasze opinie!
Pozdrawiam,
Dv.
Och, wygląda na to że jestem pierwsza :D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie spoko, co prawda nieco chaotycznie, ale jest ok ^^ Masz 7 lat do opisania, szacun wielki, mało osób się na to decyduje! Życzę Ci wytrwałości jeśli zdecydujesz się to pisać do końca :D
Ja na pewno wpadnę na następny rozdział, jeśli pojawi się powiadomienie na fcb ^^ Ciekawa jestem co się będzie działo :D
A póki co zapraszam do mnie na https://www.wattpad.com/myworks/65254133-lily-evans-historia-nieznana :)
Pozdrawiam, Ly
Ulala, rozdział świetny. Super opisy, fajna akcja, cieszę się, że zaczynasz od 1 roku. Jestem ciekawa jak fabułę dalej pociągniesz ;) wielki plus za długi rozdział ;) będę obserwować ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: lilyjameszamianarol.blogspot.com