czwartek, 26 maja 2016

1. Tchnienie życia

 Nigdy nie myślałam o tym, kim będę w przyszłości. Byłam dzieckiem, które pragnęło tylko więcej czasu wolnego ze swoją ukochaną siostrą, Petunią. Mogłabym zrobić wszystko dla niej, byle by była zawsze przy mnie. Jej obecność napełniała mnie spokojem, radością i szczęściem. To nie tylko moja siostra, ale i też najlepsza przyjaciółka. Mogłam jej zawsze wszystko powiedzieć i pytać o jakąkolwiek radę. Petunia była takim moim autorytetem. Widziałam w niej osobę godną naśladowania, wzorzec, który stał się dla mnie jak żywa 'instrukcja obsługi', pokazująca jak iść przez życie. Chciałam zostać tak wspaniałą, ciepłą i radosną osobą jak ona, a co najważniejsze zawsze być obok niej, bez względu na wszystkie trudności jakie miały nastać. To było wręcz moje marzenie jeszcze w wieku jedenastu lat... No tak, było. Wystarczył jeden list, by to wszystko przekreślić raz na zawsze, stać się ''odmieńcem'' , tą gorszą, a zarazem wyjątkową. Tylko jedna wiadomość, która zmieniła moje dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. I jedynie chwila, bym straciła osobę, która była dla mnie ważna. Miałam coś w zamian zyskać? Cokolwiek by to było – nie chciałam tego. Przynajmniej w tamtej chwili. Jednak musiałam nabrać w swe wnętrze odwagi i uśmiechnąć się w duchu.
Jestem kimś wyjątkowym – powtarzałam sobie jak jakąś egoistyczną mantrę. Sama nie wiem dlaczego. Chciałam po prostu tak sobie wmówić, aby nie myśleć o swojej siostrze, którą zaczynałam od pewnego feralnego dnia tracić.
Czy to samolubne podejście, że cieszę się mimo wszystko z wyróżnienia, jakie otrzymałam od życia? Mogłam je tylko przyjąć i gorliwie wypełniać. Takie jest życie - nieprzewidywalne. Nigdy nie patrzy na twoje zdanie niczym śmierć, która bez względu na twoje błagania zabierze cię z tego świata. Bezkresny bieg życia - idziesz mimo wszystko do przodu. A później oglądasz się za siebie i zastanawiasz się, czy słuszną podjęłaś decyzje.
Nigdy nie zapomnę chwili, gdy wzięłam do rąk kopertę z pieczęcią Hogwartu. Co wtedy mogłam czuć? Szczęście, rozpacz?
Weszłam do kuchni  tak jak każdego dnia  z kompletnym rudym bałaganem na głowie, z dodatkiem niewyspanej twarzy. Trwały wakacje, a ja w ten czas przesiadywałam z Petunią do późnej nocy. Nic dziwnego, że prezentowałam się tak 'dość normalnie' w okres letni. Dlatego też mama nie pytała mnie o powód mojego wyglądu i podała mi z delikatnym uśmiechem szklankę soku. Zanim odeszła oczywiście musiała mi ‘poprawić’ włosy.
— Mamo! — zawołałam na wpół oburzona na wpół rozbawiona.
Uwielbiała mnie denerwować. Miałam wtedy bardzo zabawny wyraz twarzy. Petunia raz powiedziała, że zawsze marszczę nos tak, jakbym poczuła zapach śledzi.
Mama tylko cicho zachichotała i wróciła do przygotowywania kanapek dla taty. Po chwili przysiadła się obok mnie dziewczyna z długimi włosami o odcieniu wyblakłych płatków słonecznika. Uśmiechnęła się szeroko w moją stronę, zabierając mi z ręki szklankę z sokiem.
— Pozwolisz? —  odparła, starając się, aby jej wypowiedź zabrzmiała jak pytanie i nie czekając na  odpowiedź swojej zaskoczonej siostry, wzięła kilka łyków.
Momentalnie jej wyrwałam ‘swoją własność’ i odsunęłam się kilka centymetrów dalej, udając złość, która ­– jak zawsze – mi nie wychodziła.
Mama uniosła na nas wzrok, krojąc ogórki na desce. Starała się skarcić swoje córki, ale chyba sama była rozbawiona ich zachowaniem.
— Tuniu, nie zabieraj Lily soku! — poprosiła, puszczając nam po niedługiej chwili oczko.
Starsza z sióstr zaśmiała się, mówiąc cicho:
— Dobrze, mamo.
Ja jednak nic nie odpowiedziałam. Starałam się za wszelką ceną utrzymać swoją ‘złość’. Nie chciałam dać Petunii kolejny raz satysfakcji. Przez ten czas, gdy jasnowłosa próbowała zwrócić na siebie uwagę, przypatrywałam się miejscu, w którym aktualnie przebywałam. Kuchnia była dość… ciekawa. Wszędzie znajdowały się słoiki z powidłami, które uwielbiałam i ogórkami. Można powiedzieć, że było tutaj przytulnie, dość przyjaźnie. Najczęściej to tutaj właśnie przesiadywałam. Tym bardziej kolorystyka ciemna mnie do tego skłaniała – na podłodze były położone mahoniowe panele, a ściany pokryte odcieniem mlecznej kawy. Nie mogło także zabraknąć ciemno-orzechowych mebli, które otaczały nas wokół. Pośrodku stał stół, na którym była jedyna ozdoba tego pomieszczenia – biała orchidea, która swoim niesamowitym zapachem ubogacała nastrój panujący w kuchni. Uwielbiałam to miejsce. Nie wiedziałam dlaczego. Po prostu było dla mnie zaciszne, pełne harmonii. Tam mogłam zawsze pójść i pobyć sama ze względu, że tata pracował, mama była w ogrodzie, a Petunia malowała w swoim pokoju puste kartki papieru.
W czasie podziwiania mojej oazy spokoju, poczułam na swojej dłoni jakąś mokrą…
— Tuniu! — zawołałam błagalnie, jednak ją rozbawił mój wyraz twarzy na widok kropel soku na mojej dłoni. Czy już wspomniałam, że uwielbia mnie denerwować? Nie, przepraszam. Uwielbia moja mama, a Petunia nad wyraz kocha. Nie przeżyłaby bez jakiejkolwiek zaczepki.
Westchnęłam cicho, biorąc się za zimne już tosty z powidłami śliwkowymi. Jedząc spojrzałam co robi jasnowłosa. Piła sok – tym razem ze swojej szklanki ­– wyglądając przez okno w pobliżu. Zapewne rozmyślała jak spędzi dzisiejszy dzień. Pogoda była wręcz wyśmienita do jakichkolwiek wariactw, które zapewne w tym czasie chodziły mojej siostrze po głowie.
— Może pójdziemy nad jezioro? Jest strasznie ciepło — zaproponowała, przenosząc swój wzrok z widoków za oknem na mnie. Musiałam się z nią zgodzić, bowiem propozycja była chyba jedną z najlepszych na ten dzień – choć nie poznałam jeszcze innych. Jezioro mi w zupełności odpowiadało.
— Jestem za! — zawołałam, kończąc ostatniego tosta.
— To idę na górę po torbe!
Nie minęło nawet dziesięć sekund, a Petunia już opuściła kuchnie, jednak tak szybko nie wróciłaby. Doskonale to wiedziałam, dlatego też mama wykorzystała to i poprosiła mnie, abym przyniosła pocztę. Od razu wstałam od stołu i opuściłam moją oazę. Będę na zewnątrz gwałtownie dopadło mnie ostre słońce. W domu było na szczęście nieco chłodniej, ale jednak w tamtej chwili czując jak naprawdę jest ciepło, miałam ochotę zrezygnować z wyjścia. I już się nawet cofałam, ale momentalnie zmieniłam zdanie. Najpierw listy – pomyślałam i z lekkim niechceniem ruszyłam ku skrzynce pocztowej, która znajdowała się tuż obok starego drewnianego płotu. Oczywiście moja wędrówka nie trwała długo, to w końcu dosłownie kilka kroków. Zanim oczywiście dotarłam na miejsce, zdołałam się – jak zazwyczaj robię – przyjrzeć temu, co mnie otaczało. Wokół były krzewy o różnorodnych kwiatach, tuje oraz stara, ale za to piękna i wysoka latarnia z trzema dużymi kloszami w kształcie białych kul. Było tutaj wiele ptaków, które radośnie śpiewały przez cały dzień. Cała ta okolica była niesamowita, moim prawdziwym domem. Cokeworth to wspaniałe miejsce, lecz moim zdaniem jego obrzeża były jeszcze piękniejsze. Czułam się tutaj doskonale. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego miejsca… a przynajmniej do czasu.
Po bardzo krótkiej chwili dotarłam do skrzynki. Otworzyłam delikatnie jego drzwiczki i wyciągnęłam na światło dzienne kilka różnych kopert.
Nigdy ich nie otwieram, ale za każdym razem zerkam skąd one pochodzą. Pocztówka od cioci Molly, jakiś rachunek, kolejna pocztówka, Hog…
— Co...? — zapytałam cicho, nie wiedząc sama tak naprawdę kogo. Czy ja dobrze widziałam? To był list z Hogwartu! Mój przyjaciel, Severus, powtarzał mi, że jestem czarownicą. Widział we mnie zdolności magiczne, które ja uważałam za zupełnie normalne. To też zdziwiło mnie, że to, co się dzieje to magia! Przecież byłam zwykłą jedenastolatką, a nagle dowiaduje się, że niezwykłą? Ogarnął mnie kompletny szok. To co mówił Severus okazywało się prawdą, a ja nie umiałam mu uwierzyć. Miałam tak nagle uważać, że magia istnieje, a ja, Lily Evans, nią władam? – jakkolwiek to brzmi. Nie potrafiłam tak po prostu tego przyjąć. A może powinnam? W końcu byłam niezwykła, tak więc… Nie, stop! Wychowałam się w mugolskiej rodzinie to niby jak miałam to pojąć? No cóż. W każdym razie stanęłam, jakby moje nogi momentalnie wrosły w ziemię. Miałam szeroko otwarte usta jak i oczy. Nie wiedziałam co odczuwać – radość czy smutek. Jednak po chwili już wiedziałam. Gdy pierwsze zaskoczenie minęło poczułam ogromne szczęście. Właśnie ZOSTAŁAM CZAROWNICĄ! To znaczy, dowiedziałam się o tym. Bądź co bądź jestem osobą z magicznymi zdolnościami! Potrafiłam stworzyć z niczego kwiat albo bezpiecznie wyskoczyć z bardzo rozbujanej huśtawki. Dla Petunii było to dziwne. Opowiadałam jej o magii tak, jak mi Severus, ale ona nie wierzyła. Za każdym razem mówiła, żebym nie słuchała jego ‘bajeczek’. Uważała go za dziwadło z czarnymi tłustymi włosami do ramion. Tak, jego wygląd wręcz nasuwał różne teorie mojej siostrze, ale ja uważałam Severusa za dobrą osobę. Z czasem stał się moim przyjacielem.
Minęło trochę czasu zanim sobie uświadomiłam, że nadal stoję w miejscu. Nie wiele już myśląc, puściłam się biegiem z powrotem do kuchni. Rzuciłam listy na stół i natychmiast rozerwałam kopertę zaadresowaną do mnie. Kątem oka spojrzałam na mamę, która wyglądała na zaintrygowaną moim zachowaniem.
— Co tam trzymasz? — zapytała, podchodząc bliżej mnie.
Nie słuchałam co do mnie mówiła. Wzięłam głęboki wdech i rozłożyłam list, czytając na głos:

Szanowna Pani Evans,
mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

Powoli zaczął się pojawiać uśmiech na mojej twarzy. Nie było mowy o pomyłce.
— Jestem czarownicą… — powiedziałam cicho, czując narastające podniecenie.
Wpatrywałam się w zapisaną atramentem kartkę jak zaczarowana. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co wydarzy się wkrótce. Severus mówił o szkole magii, to znaczy, że… będę uczyć się w magicznym miejscu! Tyle pytań huczało mi w głowie… Poczułam po chwili jak ktoś mnie ściska. Uniosłam wzrok na mamę. Uśmiechała się szeroko w moją stronę, a ja poczułam na swoich policzkach łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać.
Nie zwlekając ani chwili dłużej mocno przytuliłam mamę, a ona w uścisku mnie podniosła i okręciła wokół własnej osi, śmiejąc się przy tym głośno.
— Mamy w domu czarownicę! — zawołała tak donośnie jak nigdy jeszcze nie słyszałam. Czułam jak ogarnia mnie fala ciepła, szczęścia… Nie można tak po prostu opisać tego wspaniałego uczucia!
Po chwili mama odstawiła mnie na miejsce, mówiąc pod nosem jak tata się ucieszy. Uśmiechnęłam się na samą myśl o jego reakcji.
Wytarłam dłonią łzy z policzków i spojrzałam w stronę wejścia, ponieważ czułam na sobie czyjeś spojrzenie i nie myliłam się. To była Petunia. Nie wyglądała na szczęśliwą, choć uśmiechała się delikatnie. Nic nie mówiąc podeszła szybkim krokiem i przytuliła mnie mocno. Trwałyśmy tak długo w uścisku i trochę czasu minęło zanim mnie puściła.
— Cieszę się twoim szczęściem. I wybacz, ale nie mogę jednak iść nad jezioro. Zapomniałam, że muszę dokończyć … — zaczęła mówić trochę chaotycznie, ale dość poważnie.
— W porządku. Pójdę sama — przerwałam nagle, ukazując lekki uśmiech.
Petunia na pięcie się odwróciła i ruszyła ku wyjściu. Jeszcze zanim wyszła, spojrzała na mnie znacząco. Nie wiedziałam o co jej chodzi i ona chyba to zrozumiała. Rzuciła mi tylko delikatny – wręcz wymuszony – uśmiech i zniknęła za ścianą.
Witajcie!
 Nareszcie dodałam, co nie? Eh, tak wiem, że krótki. Ten pierwszy taki zostanie, ale następne będą dłuższe. Pewnie zapytacie 'dlaczego'? Otóż mam teraz wiele rzeczy na głowie (oh, proszę was, nie mówię o swoich włosach... c;)! Dlatego też moje spóźnienia wyglądają jak wyglądają. Oczywiście będę się starać pisać terminowo. A o długość się nie martwcie - będę pisać rozdziały na 5-7 tys. słów. :)
Czekam na wasze opinie!
Pozdrawiam,
Dv.

2 komentarze:

  1. Och, wygląda na to że jestem pierwsza :D
    Jak dla mnie spoko, co prawda nieco chaotycznie, ale jest ok ^^ Masz 7 lat do opisania, szacun wielki, mało osób się na to decyduje! Życzę Ci wytrwałości jeśli zdecydujesz się to pisać do końca :D
    Ja na pewno wpadnę na następny rozdział, jeśli pojawi się powiadomienie na fcb ^^ Ciekawa jestem co się będzie działo :D
    A póki co zapraszam do mnie na https://www.wattpad.com/myworks/65254133-lily-evans-historia-nieznana :)
    Pozdrawiam, Ly

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulala, rozdział świetny. Super opisy, fajna akcja, cieszę się, że zaczynasz od 1 roku. Jestem ciekawa jak fabułę dalej pociągniesz ;) wielki plus za długi rozdział ;) będę obserwować ;)
    Zapraszam do siebie: lilyjameszamianarol.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń